Afryka

Mozambik, kraby i kałachy

 
Mozambik
albo República de Moçambique w oryginale, czyli po portugalsku, a tak na marginesie ciekawe jak nazywają swój kraj Ludzie Makhuwa w języku Makhuwa ( Makua ),  najbardziej liczna grupa etniczna zamieszkująca Mozambik.
 
 
chyba jeden z nich…., a może i nie, hmmm,  nad wybrzeżem Pacyfiku

Kałach we fladze, a w tle rajskie plaże, owoce morza nie mających sobie równych, widoki jak w raju, poportugalskie zabytki i ….. wojna. Kraj, który mógłby być niebem turystycznym prowadzi wojny na tle politycznym, podzielony jest na dwie części, z wewnętrzną granicą i biedą, której nie dorównuje żaden kraj na świecie. Kempingów strzegą strażnicy uzbrojeni w długą broń, na każdym kroku trzeba się trzymać za portfel i rozglądać na wszystkie kierunki, ale dla krabów, widoków, czy plaż nad Pacyfikiem, nie mogę powiedzieć inaczej, warto!!!

już na granicy, której oczywiście nie można fotografować, jest miło…, straciłem z 30 dolców na wymianie rodem z filmu sztos….
….30 dolarów, kwota miesięcznych dochodów przeciętnego mieszkańca Mozambiku

jak nie ma co robić, to zawsze pozostaje handel, wszystkim! oprócz owoców i innych produktów rolniczych sprzedaje się drewno na opał czy sygnał TV. Ważne aby był popyt a towar, inny niż jedzenie, z RPA.

kawałek za granicą z RPA
To już w drodze na północ
gdzieś po drodze, człowiek z głodu nie umrze, bo jak nie owoce…
to można wciągnąć ptaszynę…., mam nadzieję, że jednak nie :-))
a do tego nie trzeba wysiadać z samochodu, miłe panie są zawsze gotowe i swój towar sprzedają bezpośrednio do auta, a co najdziwniejsze tracą całkowicie zainteresowanie klientem, który nie jest w aucie….

za wszystko płaci się ” Meticaisami”, abstrahując od tego ile są warte to, moim zdaniem, jedne z najładniejszych pieniędzy :

pieniędzy tych, jakby inaczej, nie wolno wywozić

Jednak Maputo, czyli stolica,  ma i przemysł i kulturę, no i to tutaj kręcono „Blood Diamond” z Leo

 
 
Nie udało mi się być w „Centrum”, ale domyślam się że Maputo jest bardzo podobne do każdej metropolii w Afryce.
więc lepiej zwiedzać prowincję
 
dla nas getto, w Afryce, „zwykłe” osiedle
gdzieś na obrzeżach Maputo
lub chatka
czy mini – wioska
czy gospodarstwo
gospodarstwo pod palmami
każdy o tym marzy…

ale nie marzy o pracy, którą trzeba dzień w dzień wykonywać

jak to w Afryce, w polu pracują panie
 
 

Najważniejsze jest to, że nieważne w kogo wierzysz, możesz to robić wedle własnego uznania i nikt Tobie nie narzuca jedynej prawdziwej wiary, na każdym kroku są kościoły czy meczety, i żaden stary kawaler, nie mówi, że musisz!!!, możesz, a jak nie chcesz, Twój wybór, Twoja decyzja, i jeżeli akurat piszę tu o Mozambiku,  to „równouprawnienie” widziałem, wbrew temu co w Europie się myśli, w wielu krajach Afryki, nie ta narzucona religia jest najważniejsza, ale to co w Tobie, wierz w drzewa, Chrystusa, czy Allaha, jak chcesz, ważne aby Tobie było dobrze, Afrykańczycy są mistrzami naginania zasad pod siebie i chwała im za to, bo żaden z tych starych dziadów, którzy nie maja pojęcia jak TE życie wygląda, nie zagląda im pod kołdrę, zresztą w tych warunkach pogodowych, nie potrzebną.

Kościół był w niedzielę pełen
a w piątki chodzi się do meczetu
 
a kto czytał Doktora Dolittle, ten kojarzy
Było moim marzeniem zobaczyć Limpopo
no i zobaczyłem:-)
 
 a potem było Xai-Xai,
kto zna to miasto???
na wjeździe, handel i granica miasta ( w tle ) obstawiona przez mocno uzbrojonych żołnierzy
portugalskie wille, które niszczeją
ale park w centrum prawie jak w Europie
 
najpiękniejsze jest jednak wybrzeże Pacyfiku i wyspy Bazzaruto
 
gaje palmowe nad brzegiem
a tak się dzieje, gdy jest odpływ
rybacy są wiecznie w pracy
prom na Bazzaruto
 
i znowu rybacy
i znowu
i jeszcze raz
kierunek wyspy Bazzaruto
które majaczą gdzieś w oddali
a po drodze mierzeje a na nich kormorany
trzeba odpłynąć przez odpływem bo potem już nie da rady
 
nad wybrzeżem są widoki też jak te
 
mam „szwendacza” wszędzie i o każdej porze dnia i nocy, więc zdjęcia nocą plaży, no cóż żaden problem
 
 
a zanim się dopłynie na Bazzaruto trzeba odwiedzić miasteczko Inhambane:
 
molo prawie jak w Sopocie
ale ryby mniejsze…
bez podpisu można by pomyśleć że jest się w Portugali
 
 
a nad Pacyfikiem są bary:
prowadzone przez białych z RPA
 
 
a gdy raz zdarzyło się spać w domkach…
 
to tak  dokładnie nie wiem kto bardziej się bał, ale po tym jak nałapał milion komarów, to zaprzyjaźniłem się z nim i jak już zwiedzę cały świat i  będę siedział w domu to razem ze mną będzie mieszkało kilka gekonów.. uwielbiam je
a baobab jaki jest każdy wie…
 
a tak na marginesie:
taki tam zachód słońca nad dżunglą
 
i czas na widelec, słaby pod względem ilości, ale niesamowicie smakowity
my płyniemy, a kuchnia działa
 
 
 
 
 
 
 
 
świeżutkie kraby… wiem, uczepiłem się tych krabów, ale szczerze, tak dobrych nie jadłem nigdy wcześniej ani potem
 
a zwłaszcza w mozambickim wydaniu:
z pomarańczą i afrykańskim bananem

 

no i oczywiście lokalne musi być :-))))))

Podróż odbyła się w 2014 roku, takie wspomnienia 🙂 i była jedną z przyjemniejszych, bo TiA – czyli This is Africa, kontynent, który kocham , na który powracam i na którym czuję się wolny.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów i są wyłącznie moją własnością.
Bez mojej zgody kopiowanie, rozpowszechnianie czy cytowanie całości czy części teksu i zdjęć jest zabronione.
Na wszelkie pytania odpowiem bardzo chętnie w komentarzu lub mailowo.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *